Halo kochani ! ♥
Dzisiaj przychodzę do was z czymś co mogę nazwać (przynajmniej w moim przypadku) wybawieniem! Otóż, pewnie choć jeden raz natknęliście się na takie określenie kawy jak 'kuloodporna'. Ale podstawowe pytanie brzmi, skąd się tak na prawdę wzięła ta nazwa i czy faktycznie działa?
Kawa kuloodporna jest to kawa do której dodajemy tłuszcz w postaci oleju kokosowego bądź masła klarowanego. Możemy ją modyfikować tak jak zrobiłam to ja i dodać do niej mleko sojowe z odżywką białkową. Takie połączenie sprawia, że nasza kawa zamienia się w słodziutkie capuccino :)
To może teraz trochę o jej działaniu? Dotychczas robiłam sobie taką kawkę przed wieczornym treningiem, kiedy czułam się zmęczona i ospała. Taka kawka od razu stawiała mnie na nogi i co więcej, nie obciążała żołądka. Od paru dni wprowadziłam jednak zmiany do mojej diety, ale o nich napiszę już po przedstawieniu wam przepisu ! :)
Na początek parzę duży kubek kawy. W moim wypadku moja ulubiona z Mk cafe-green active.
Do shakera wlewam mleko (leje na oko mniej więcej 100-150ml) do tego czubata łyżka odżywki białkowej i łyżka oleju kokosowego nierafinowanego. Wszystko razem mieszam w shakerze i otwieram. Uwaga na ciśnienie, podczas otwierania shakera! Może buchać, hehe :) Następnie wlewam zaparzona kawę do momentu, aby nie wleciały do niej fusy! Shaker szczelnie zakręcam i znowu shake'uje :)
Po otwarciu już czuć zapach białka, które dodaliście i spienionego mleka. Bierzemy kubek bądź szklankę i przelewamy. Starczy nam na dwie pełne szklanki cappucina :)
No, więc jak to teraz z tą moja zmianą? Otóż, odkąd przestałam liczyć kalorie, zaczęłam jeśc większe ilości jedzenia. Po prostu, kiedy byłam głodna automatycznie szłam do kuchni, następnie karając się za to na siłowni. No cóż.. nie tędy droga! Szukałam dobrego rozwiązania, które sprawi, że nie będę chodziła głodna, ale i waga będzie leciała w dół. I znalazłam! Od paru dni zamiast wielkiego śniadania mieszczącego się w przedziale 500-600kcal, wypijam sobie kuloodporną kawkę mającą nie dużo ponad 150kcal ! Na początku kiedy wpadłam na ten pomysł pomyślałam sobie " No zwariowała!" Przecież śniadanie ma mnie nasycić! Jak ja pójdę do szkoły? Głodna? Nie będę mogła skupić się na nauce, będę zła i na pewno jakaś siła zaciągnie mnie do szkolnego sklepiku po drożdżówkę! I zaczął się dzień mojego eksperymentu! Wierzcie lub nie, ale ta kawa nasyciła mnie na dłużej, niż mój białkowo-tłuszczowy giga omlet! Także w ten sposób, mój pierwszy posiłek zaczyna się w godzinach od 11 do 12. Dzięki temu, mam szansę zjeść w ciągu dnia więcej, najeść się i mieścić w zapotrzebowaniu :) Nawet tym na redukcji! Nieźle nie?
A teraz pewnie myślisz sobie " Przeciez śniadanie jest najważniejszym posiłkiem w ciągu dnia. Nie jedząc go spowalniasz metabolizm, i inne bla bla bla.." Tak, ja tez jeszcze myślałam tak tydzień temu. Jednak spróbuję udowodnić ci, że to jeden wielki MIT ! Już w następnych postach! :)
_______________________________________________________________________________
P.S Dysiak również uwielbia kawę kuloodporną i zachęca was do spróbowania ! ♥



Brak komentarzy :
Prześlij komentarz