22 sierpnia 2016

Budyniowe naleśniki


Ostatnio odkryłam w sklepie ze zdrową żywnością coś, co za dzieciństwa mogłam jeść, jeść i jeść bez końca. Otóż moim odkryciem był BUDYŃ :) Ale jak go zjeść teraz? Przecież to skrobia modyfikowana, przecież to dodatek cukru, przecież aby go zrobić potrzebne jest mleko krowie, które unikam.. Tak, więc budyniowy musiałam powiedzieć NIE. Aż do czasu kiedy w BIO sklepie wzięłam do ręki budyń z firmy amylon którego skład to: skrobia kukurydziana BIO i naturalny aromat :) Od razu zakupiłam wszystkie smaki, wparowałam do kuchni i zaczęłam eksperymentować! Ja to ja w końcu ;) Moja pierwsza myśl: Połączę moje dwie ulubione dania z dzieciństwa! No to BUDYŃ i NALEŚNIKI ! I co wyszło? Niebo! Spróbujcie sami :)

Przepis:


  • Jajko
  • białko jajka
  • 35g proszku budyniowego bez cukru (u mnie firma amylon)
  • 20g mąki ryżowej 
  • 100ml mleka roślinnego
  • Olej kokosowy
🔥 Budyń mieszamy z mlekiem,dodajemy jajka i mąkę. Smażymy naleśniki na oleju kokosowym! Podajemy z czym dusza zapragnie! Ja podałam z jogurtem białkowym (jogurt naturalny wymieszany z odzywką białkową) i śliweczkami :)



Smacznego!

/Andzia

Czytaj dalej »

8 sierpnia 2016

#Zajrzyj mi w kubek - zielona herbata


Wrzucając zdjęcie na instagrama z torebeczkami wypełnionymi po brzegi zasuszonymi liśćmi zielonej herbaty, wpadłam na pomysł, że wypadałoby w końcu napisać tutaj jakiegoś dobrego posta właśnie w tym kierunku. Istnieje wiele faktów i mitów, które można przecież przeanalizować - co też miałyśmy razem z Andżeliką w zamiarze wieeeeeki temu. Jakoś nigdy nie mogłyśmy się do tego zabrać, a że ja teraz chwilowo pracuję sama i mam ogromne pokłady motywacji, to stwierdziłam, że chętnie się tym zajmę już teraz. 

Jak już mówiłąm dziś postaram się obalić mity w tym temacie, potwierdzić fakty, dać kilka instrukcji i porad jeśli chodzi o przygotowanie idealnego naparu oraz jak kupywać herbatę, by kupić ją dobrze, na co zwracać szczególnie uwagę. Jednak zacznijmy tradycyjnie od takiego Basic'a :) 

Skąd pochodzi zielona herbata i jakim procesom jest ona poddawana? 

Krótko zwięźle i na temat - pochodzi z tego samego krzewu, co herbata czarna, różni się jedynie sposobem produkcji. Świeżo zebrane, zielone listki zostają wysuszone i podgrzane, zapobiegając tym samym rozpoczęciu procesów fermentacyjnych.

Co wpływa na "perfekcyjność" naszego naparu? 

Kiedy byłam kompletnym laikiem w temacie zdrowego odżywiania, diet i odchudzania, szukałam w internecie informacji, które miały mi choć trochę pomóc w odnalezieniu się w tym całym bałaganie. Wiecie jak dla mnie się to skończyło właśnie, jeśli chodzi o temat zielonej herbaty? Biegałam po domu prosząc o jakiś porcelanowy czajniczek, w którym będę mogłą parzyć idealną herbatkę jak z Chin, studiowałam tysiące razy co to dokłądnie znaczy "miękka woda" i chciałam wkładać termometr do czajnika sprawdzając temperaturę wody., a piłam herbatę z torebek.. Istna tragedia i cyrk na kółkach. Wam tego dzisiaj oszczędzę, dając kilka wskazówek na to, jak sobie to wszystko ułatwić.


Punkt 1. 
To czy pijecie herbatę torebkowaną czy kupujecie susz ma ogromne znaczenie. 
Herbata liściasta, czyli tak zwany susz, jest herbatą, która skłąda się z całych, niepołamanych wcześniej liści. Z kolei ta torebkowana to krótko, jednocześniej wulgarnie, mówiąc syf jakich mało. Nie mają one nic wspólnego z prawdziwą, zdrową i korzystną dla naszego zdrowia herbatą. Owszem, na początku metoda ta byłą solidnie opracowana. Jedwabne torebki, dość duże i dobra gatunkowo herbata. Dziś co mamy w zamian za ekspresowy napar? Plastikową siateczkę z zawartością składającą się najczęściej z niskiej jakości herbaty typu Fannings oraz Dust (pył) - syf. To zwyczajnie małe kawałki liści, co sprawia, że ich powierzchnia podczas parzenia jest dużo większa, a co za tym idzie, większa powierzchnia to większa szansa, że naturalne olejki eteryczne herbaty (którym zawdzięczamy smak) łatwiej wyparowują z połamanych listków, pozostawiając nam nudny, zwietrzały smak. 

Punkt 2.
Temperatura wody faktycznie odgrywa ważną rolę.
Tutaj jednak odradzam moje początkowe podejście. Pomysł z termometrem w czajniku mógłby Wam poważnie zaszkodzić, a tego raczej nie chcemy. Tak więc jak sprawdzić, czy temperatura jest odpowiednia i czemu tak naprawdę jest to aż takie ważne?
Otóż temperatura wpływa na efekt końcowy, czyli uzyskiwany aromat oraz smak. Im wyższa tym gorszy smak uzyskamy. Ponad to wszystkie ważnie składniki ulatniają się błyskawicznie podczas parzenia w wysokich temperaturach.

Tutaj możecie się zastosować do prostej metody, jaką jest odczekiwanie od momentu zagotowania zagotowania wody. Temperatura wody po zagotowaniu po 3-4min to ok.95*C, a dopiero po 12-17min woda osiąga temperaturę odpowiednią do parzenia zielonej herbaty, czyli 70-85*C.

Punkt 3.
Czas parzenia.
Parzenie w przypadku zielonej herbaty wynosi od 3 do 4 minut. Po tym czasie jest ona idealna do spożycia. Krótkie parzenie(około 3minut) powoduje, że teina nie wiąże się z garbnikami, więc napar jest orzeźwiający i pobudzający. Wydłużenie czasu parzenia z kolei daje nam napar o działaniu relaksującym.
Zieloną, oczywiście tę liściastą, herbatę powinno parzyć się wielokrotnie, a dokładnie max. 3 razy, za każdym razem otrzymując inny rezultat. Pierwsze parzenie daje napar o delikatnym aromacie działający pobudzająco. Drugie napar o intensywniejszym aromacie, smaczniejszy i działający relaksująco na nasz organizm, co sprawia, że ten drugi jest dużo bardziej cenionym. 


Podsumowując: Pełna torebka suchych liści nie da nam aromatycznej herbaty. Lepiej zainwestować parę groszy w dobrej jakości susz, który da nam dokładnie to, czego oczekujemy od danej herbaty i tym samym mamy możliwość spróbowania na różne sposoby tego samego napoju. Pamiętajcie również o tym, że dobrze przyrządzony napar pozbawiony jest goryczki, o której tak często się mówi oraz posiada bardzo delikatny aromat.


Zielona herbata i jej właściwości

Chyba najbardziej wyczekiwany moment! Wszyscy już zacierając ręcę, aby sprawdzić, czy rzeczywiście zielona herbatka spali nam zbędny tłuszczyk i pozbędzie się za nas boczków oraz zwisającego tyłka. 

  • Pijąc regularnie zieloną herbatę, dostarczamy naszemy organizmowi wiele cennych witamin i skłądników mineralnych. Największe znaczenie mają witamina A, B1, B2, C, E oraz K, a spośród minerałów fluor, wapń, potas, żelazo, cynk i sód. 
  • Herbata to doskonałe źródło teiny, czyli substancji, która w tym przypadku odpowiada tej zawartej w kawie, zwanej kofeiną. Substancje te mają działąnie pobudzające. Korzystnie wpływają na koncentrację, poprawiają pamięć, rozjaśniają umysł oraz dodają energii. 
  • Zawiera bogactwo flawonoidów, silnych antyoksydantów, które mają za zadanie neutralizować szkodliwe działanie wolnych rodników, co powoduje opóźnienie starzenia się oraz..
  • wykazuje działanie antynowotworowe. Przeciwdziała zwłaszcza rakowi płuc, trzustki, żołądka, jelita grubego oraz piersi. 
  • Redukuje także wysokie ciśnienie we krwi, poprawiając przy tym krążenie, co niesie za sobą zmniejszenie ryzyka chorób serca. 
  • Obniża poziom choresterolu, dzięki czemu pomaga uniknąć zawału serca, miażdżycy tętnic, zakrzepów oraz udaru mózgu. 
  • Normuje poziom cukru we krwi. 
  • Zielona herbata ma właściwości hamujące rozwój bakterii w układzie pokarmowym. Pobudza go również do wydzielania soków trawiennych, dzięki czemu wspomaga trawienie i usuwa uczucie pełności. 
  • Dzięki wysokiej zawartości fluoru odświeża oddech, chroni zęby przed próchnicą oraz wzmacnia je. 
  • Chłodnego naparu używa się do przemycia przy zapaleniu spojówek oraz powiek.





Przestrzegając tych trzech punktów jesteście w stanie wypić idealnie zaparzoną zieloną herbatę, cieszyć się jej cudownym aromatem i zapachem, a przy okazji czerpiecie wszystkie z jej wspaniałych właściwości. Niby nic, a jednak wiele zmienia.
Mam nadzieję, że post Wam się spodobał i weźmiecie sobie tych kilka dłuższych linijek gdzieś tam, do Waszefo Fit serduszka :) 
Czytaj dalej »

4 sierpnia 2016

Słodkie wariacje na bazie awokado

W poprzednich dwóch postach mogliście dowiedzieć się paru ciekawostek na temat Awokado oraz zainspirować się do tworzenia z niego meksykańskiej salsy zwanej Guacamole. Dzisiaj natomiast zajmę się zupełnym przeciwieństwem słonego, czyli coś na słodko! Uwierzcie mi, że na początku sama nie wierzyłam w magię "fit nutelli", na którą swoją drogą przepis już pojawił się raz na blogu. Dopiero po spróbowaniu oszalałam na jej punkcie, a kiedy jadłam ją praktycznie dzień w dzień, doszłam do wniosku, że już przejadłam się tym smakiem i trzeba szukać o krok dalej. 

Tak powstały dzisiejsze przepisy na musy na bazie awokado. Każdy tak naprawdę znajdzie tutaj coś dla siebie. Mrożone, owocowe, egzotycznie - dowyboru do koloru, bo i kolor tutaj też się zmienia moi drodzy! Jeśli jesteście ciekawi tych przepisów, bądź szukacie inspiracji do wynalezienia czegoś nowego, zapraszam dalej :) 




Może zacznijmy od podstawy, czyli fit nutella.

na jedną porcję potrzebujemy: 
  • 1 małe awokado
  • kakao (jedna lub dwie łyżeczki, w zależności od tego, jak mocno czekoladowy krem chcecie uzyskać)
  • słodzidło np. miód, stewia, słodzik itp. (tutaj wybieracie swój ulubiony produkt, każdy nadaje trochę inny smak naszej nutelli, więc najlepiej wypróbujcie je wszystkie i zdecydujcie, który odpowiada Wam najbardziej :)) 

Tutaj jako dodatek bardzo polecam sezonowe porzeczki! Ich kwaśny smak genialnie komponuje się z delikatnym, kakaowym kremem. Smaki super w siebie przechodzą, pozwalając na długie delektowanie się nimi. 




Następnym już trochę bardziej wymagającym kremem jest ten kokosowo-waniliowy!

na jedną porcję potrzebujemy: 
  • 1 małe awokado
  • 150ml mleczka kokosowego (najlepiej z tą twardszą częścią)
  • miarka odżywki białkowej, czyli najczęściej 30g (u mnie waniliowa z AllNutrition) *

*można pominąć, jeśli ktoś białka nie używa, jednak wtedy konieczne będzie dodanie słodzidła oraz aromatu waniliowego :) 

Tutaj, jak widzicie na zdjęciu, polecam dodanie truskawek i odrobiny wiórek kokosowych. Coś niesamowitego. Orzeźwiający krem, który w połączeniu z odżywką białkową na spokojnie może stanowić pełnowartościowy posiłek. U mnie sprawdził się genialnie jako wersja śniadania białkowo tłuszczowego. 

Napewno następnym razem postaram się ten mus przygotować w jeszcze bardziej egzotycznej wersji z ananasem! To musi być dopiero sztos nad sztosami. Uwielbiam Pinacoladę i myślę, że to będzie strzał w dyszkę. 







 Teraz czas na coś bardziej owocowego. Owoce leśnie jak widzicie to chyba król tego posta, zaraz po awokado, ale nic nie poradzę na to, że tak świetnie wpasowują się w te klimaty. Dlatego powstał osobny mus, który bazuje na tych dwóch składnikach. 

na jedną porację potrzebujemy:

  • 80g świeżych malin
  • 1 małe awokado 
  • słodzidło jak w przypadku dwóch poprzednich (u mnie odżywka białkowa firmy KFD o smaku kremu malinowego, którą wygrałam w konkursie organizowanym przez Agatę i PAtryka na IG, a  moje konkursowe działo możecie zobaczyć tutaj.)


 Szczerze? To zdecydowanie mój ulubiony spośród wszystkich tutaj krem. Oprócz tej cudownej konsystencji, o której mogłabym na spokojnie pisać poematy, jest wyczuwalny aromat świeżych malin. Odżywka zrobiła również wielką robotę, ale próbowałam oczywiście na potrzeby przepisu bez i powiem Wam, że dużo lepiej smakowała mi wersja bez jej użycia, a zamiast świeżych malin użyłam mrożonych. Genialna alternatywa dla lodów z przemyceniem dobrych tłuszczy! 











Ostatnią propozycją w dzisiejszym poście jest mrożony musik o smaku kopca kreta, a raczej jego nadzienia! Tak dobrze przeczytaliście. Ten smak przypomniał mi jedno z ulubionych ciast mojego brata, z tym, że ta wersja przypadła mi dużo bardziej do gustu z powodu... konsystencji! Chyba Was to w żadnym stopni nie zdziwiło, prawda? :) 

na jedną porcję potrzebujemy: 
  • 1 małe awokado
  • 1 mały zamrożony banan 
  • słodzidło, u mnie był to ekologiczny cukier waniliowy 
  • łyżeczka soku z cytryny 
  • 75g twarogu półtłustego 


Brakuje mi tylko tych płatków czekoladowych, które w tej masie zawsze miały swoje miejsce, ale to da się oczywiście załatwić! Następnym razem dodam posiekaną gorzką czekoladę powyżej 90% kakao i wtedy będę miała swojego kopca kreta, a co!

Do tego kilka malin i borówek musiało wpaść, co tylko podkręciło smak. A w upalne poranki, takie śniadanie to coś pięknego, wierzcie mi na słowo! Spokojnie wykorzystałabym ten mus nie tyle jako pierwszy posiłek, a raczej potreningówkę, w końcu pełnowartościowy jest? Jest! A węgle z owoców pomogą nam na szybkie uzupełnienia zapasu glikogenu, który jest niezbędny w regeneracji mięśni. 



Wykonaliście w domu takie wariacje na temat tego cennego owocu? Jeśli nie, to serdecznie polecam każdy z powyższych przepisów. Mam nadzieję, że się przydadzą i pokochacie każdą wersję tak samo mocno, jak to miało miejsce u mnie  :) Dajcie znać jeśli wykonacie! 

Czytaj dalej »